Wczoraj była nasza pierwsza alkoholowa impreza w Rosji -po dwóch tygodniach pobytu! Piwka w czterolitrowych butlach, zielona wódka i semiczki, czyli pestki slonecznika. Ruska muza grała na przemian z klasyką rocka lat 70-tych. Pod koniec bani pojawił się duży czarny koń sąsiada i zaczął wyjadać pozostawione resztki.
Potem pojawił się Wadim, tez sąsiad,który zresztą lubi popijać i wysprzątal wszystko, rozpalił ogień i nagrzał wrzątku.
Spędziliśmy nad jeziorem 5 dni. Powoli, przyjemnie, zupełny relaks w porównaniu do pracy przy kawiarni.
Tiberkul ma 40km kwadratowych powierzchni, otoczony jest tajgą, nie ma dróg naokoło więc można się tu poruszać tylko łódką. Z jednej strony nad jeziorem znajduje się nowy gród Wissariona zwany „Sun city”. Jedziemy tam 18 sierpnia na wielkie świętowanie wygłoszenia pierwszego kazania Wissariona.
Droga do naszej jeziornej jurty była jednym z piękniejszych przeżyć w czasie tej wyprawy. Jezioro otoczone jest tajga i ma kilka wysp na środku. Nie ma tam prawie żadnych domostw. Za tajga widać góry – chyba Sajany. Jest tam bardzo spokojnie. Gdy się siedzi na skale, to jest wrażenie jakby fale były stworzone komputerowo, niczym wygaszacz Windowsa.
Nasz dzień nad Tiberkulem znacznie Różnił się od życia kawiarnian -projektowego. Gotowaliśmy sobie sami, np. placki ziemniaczane, była nas tylko dziesiątka wiec można było się szybko i łatwo dogadać, i to w dialekcie słowiańskim – był wśród nas tylko jeden Niemiec. Dziewczyny łowily ryby.
Mieliśmy kilka prac do zrobienia, jak przenoszenie bel drewna albo wyławianie kamieni z jeziora. Ten czas był fajny dla nas jako grupy, bo w 10-tkę mogliśmy więcej porozmawiać i wyciszyć się. Teraz znowu powrót do rzeczywistości,naszej 30-osobowej grupy osobistości.